Uwielbiam
tajemnicze, mroczne okładki. Nie trzeba mnie wówczas przekonywać do nabycia
książki z takową, wystarczy, że na nią spojrzę i już ją chcę. Tak właśnie było
z „Koroną kłamstw” Pepper Winters. Jednak mówi się, żeby nie oceniać książki po
okładce. Czy to powiedzenie znalazło zastosowanie przy wspomnianym tytule?
Elle
żyje jak w bajce. Ma wszystko, czego mogłaby sobie zapragnąć. Jej ojciec
posiada wspaniale prosperującą firmę znaną nie tylko w kraju ale i na świecie. Nigdy
więc dziewczynie nie brakowało pieniędzy. Zawsze była też oczkiem w głowie
taty, także majątek nie odebrał jej miłości rodzica. Od lat wiadomo, że całe
stworzone przez mężczyznę imperium kiedyś przejdzie w jej ręce, a ona czeka na
ten dzień z niecierpliwością i zachwytem. Uwielbia bowiem swoją pracę i mimo
młodego wieku rozumie poświęcenie, jakie trzeba dać, by firma dalej odnosiła
sukcesy. Jednak jej dziewiętnaste urodziny przynoszą ze sobą refleksje i
dziewczyna jeden jedyny raz pragnie uciec i żyć tak, jakby nie była dziedziczką
ogromnego przedsiębiorstwa. Bez swojego ochroniarza wybiera się na wycieczkę,
która skończyłaby się dla niej tragicznie gdyby nie pewien Bezimienny. Chłopak
spędza z nią kilka miłych chwil, ale niestety zostają brutalnie rozdzieleni
przez policję. Elle przez wiele lat próbowała go odnaleźć, jednak nie udało jej
się to. Zamiast niego w jej życiu pojawił się inny mężczyzna, faworyt jej ojca,
będący najbardziej irytującym draniem, jakiego kiedykolwiek spotkała.
„Korona kłamstw” to książka, która wzbudziła we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony bardzo mi się podobała, a czytanie jej okazało się wielką przyjemnością. Z drugiej jednak znalazłam w niej kilka minusów, które nieco zatarły to dobre wrażenie. Zacznę jednak od pozytywnych aspektów książki. Zwrócę tu uwagę na postać głównej bohaterki – dziedziczki wielkiego imperium. Spodziewałam się, że autorka wykorzysta dawno utarte schematy i w swojej historii powoła do życia kogoś, kto będzie wiecznie narzekał na swój los. Sądziłam, że Ellie będzie buntować się przeciwko objęciu firmy ojca i ograniczeniu jej wolności, a jej rodzic będzie wolał spędzać czas ze sprawami przedsiębiorstwa niż z córką. Myliłam się jednak, bo bunt dziewczyny trwał jedną noc, a ona wręcz pragnęła właśnie takiego życia, jakie miała. Nie użalała się nad sobą, nie jęczała, wręcz przeciwnie. Dodatkowo Elle to dość silna, młoda kobieta, budząca w innych respekt i szacunek. To bardzo ciekawa kreacja i muszę przyznać, że przypadła mi do gustu.
Kolejnym
plusem historii jest to, że została bardzo dobrze napisana. Książka sama się
czyta i bardzo szybko się ją pochłania. Język i styl autorki niby są proste,
ale nie prymitywne, przez co stają się ogromnym plusem powieści. Ponadto bardzo
cieszy mnie to, że mimo iż jest to romans i erotyk, fabuła nie opiera się tylko
i wyłącznie na scenach łóżkowych, a seks nie staje się jedynym tematem rozmów
bohaterów. To bardzo miła odmiana w dzisiejszej literaturze kobiecej.
Niestety
powieść Pepper Winters ma zasadniczą wadę. Posiada w swojej fabule kilka
absurdów, które ciężko było mi przełknąć. Po pierwsze już w początkowych rozdziałach
jesteśmy świadkami tego, że dwunastoletnia Elle podpisuje papiery mające
uczynić ją spadkobiercą swojego ojca. W wieku dziewiętnastu staje na czele
firmy. I owszem, jestem w stanie uwierzyć, że dziewczyna jest geniuszem i w
zaledwie kilka lat opanowała wszystkie zasady biznesu i zdobywania pieniędzy.
Dam się nawet przekonać, że istnieje dziecko wolące arkusze kalkulacyjne od
pluszowych misi. Takie przypadki się zdarzają. Jednak w tak jawne pogwałcenie
przepisów prawnych nie jestem w stanie uwierzyć. Drugą bardzo naciąganą rzeczą
jest to, że w swoim ponad dwudziestoletnim życiu Elle wybrała się na miasto bez
ochrony dwa razy i za każdym razem skończyło się to tak samo.
Prawdopodobieństwo takiego przypadku jest bardzo nikłe i musiałaby mieć naprawdę
ogromnego pecha. Mam też pewne obiekcje co do zakończenia. Miałam wrażenie, że
autorka nie za bardzo wie, jak wstrzelić się w typowe, schematyczne zakończenie
pierwszego tomu romansu, więc postanowiła, że główna bohaterka nagle przestanie
logicznie myśleć i zacznie nadinterpretować fakty. Strasznie mnie to zawiodło,
bo nie spodziewałam się takiego beznadziejnego zakończenia, po tak dobrze
napisanej książce.
Pisałam
wcześniej, że mam mieszane uczucia. Z jednej strony czuję się bowiem
zaintrygowana powieścią, bardzo dobrze mi się ją czytało, wciągnęła mnie na
tyle, że zarwałam dla niej noc. Jednak te trzy minusy, które wymieniłam, są
naprawdę ważne i ciężko mi je zignorować. Ostatecznie jednak powieść zyskała
moją sympatię i z pewnością sięgnę po jej kontynuację. Mam jednak nadzieję, że
okaże się ona mniej naciągana niż ta.
Za
egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.
W pierwszej chwili Twój opis skojarzył mi się z filmem "Córka prezydenta" :)
OdpowiedzUsuńksiążka wydaje się być interesująca. Pozdrawiam :)
Roma z Zapisane na kartkach.
Nie, to zupełnie coś innego niż ten film :)
UsuńCiekawa książka, chociaż te trzy minusy, które wymieniałaś troszkę mnie odstraszają. Ale zobaczymy, może się skuszę. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. ;**
P.
Może kiedyś sięgnę po tą pozycję.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że będziesz zadowolona, jeśli tak się stanie :)
UsuńMam w planach po nią sięgnąć jak tylko znajdę chwilę. Liczę na to, że mi się spodoba :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło, Ewelina z redgirlbooks.blogspot.com