„Srebrny
łabędź” to książka, którą czytelniczki albo pokochały, albo znienawidziły. Opinie
na jej temat były przeróżne, jednak ja zdecydowanie zakochała się w tej
historii. Z utęsknieniem wyczekiwałam kolejnego tomu – „Marionetki”. Czy nowa
powieść Amo Jones dorównała swojej poprzedniczce? A może wzbudziła jeszcze
większą konsternacje niż ona?
Madison
musi uciekać. Była świadkiem czegoś, czego nie powinna widzieć i teraz jej
życie jest zagrożone. Wraz z przyjaciółką postanawia więc wyjechać i rozpocząć wszystko
na nowo, jednak nie należy to do łatwych zadań. Elite Kings Club depcze im po
piętach, a one mają świadomość tego, że nigdy już nie będą mogły poczuć się
bezpiecznie. Udaje im się jednak ukryć i normalnie funkcjonować, a przynajmniej
tak im się wydaje. Rzeczywistość jednak okazuje się inna i dziewczyny znowu wpadają
w niemałe kłopoty.
Pierwsze,
co rzuciło mi się w oczy podczas czytania tej książki, to fakt, że jest ona
nieco spokojniejsza niż swoja poprzedniczka. „Srebrnemu łabędziowi” można było
momentami zarzucić wulgarność, ale tutaj jest wszystko bardziej stonowane. Nie
sądźcie jednak, że powieść straciła swój charakter, bo tak zdecydowanie nie
jest. Po prostu stała się troszeczkę grzeczniejsza, co niektórym może się
spodobać. Zachowała jednak swój pazur, co niezmiernie mnie cieszy.