Strony

środa, 27 września 2023

[755] "Dziedzic z Redclyffe" - Charlotte Mary Yonge

 


Nie mam pojęcia, co takiego skusiło mnie do sięgnięcia po książkę Charlotte Mary Yonge – „Dziedzic z Redclyffe”. Może fakt, że do tej pory była prawie niedostępna i to jest jej pierwsze wznowienie od bardzo, bardzo dawna. Być może sam opis mnie zaciekawił. Sama nie wiem, ale stwierdziłam, że chcę poznać tę historię i tak też zrobiłam.

Walter Morville to szlachetny i urodziwy szlachcic o impulsywnej, porywczej naturze, która często sprowadza na niego kłopoty. Natomiast jego kuzyn Filip Morville cieszy się wzorową wręcz reputacją i może być stawiany jako wzór do naśladowania. To on jest tym odpowiedzialnym i poukładany, natomiast Waltera uważa się za lekkomyślnego hazardzistę i lekkoducha. Ten jednak postanawia zmienić opinię innych o swojej osobie i zdobyć rękę ukochanej kobiety. Czy zdoła tego dokonać?

Nie do końca wiem, jak ocenić tę powieść. Szczerze mówiąc po opisie spodziewałam się przyjemnej, romantycznej historii dwójki zakochanych ludzi, którzy muszą walczyć o swoją miłość. Dostałam jednak coś zgoła innego. Przede wszystkim książka ta nastawiona jest na moralizowanie zarówno bohatera jak i czytelnika. Znajdziemy tutaj bardzo wiele życiowych porad i mądrości, które pomimo upływu czasu nie tracą na znaczeniu. Co więcej zostały przedstawione tu pewne uniwersalne wartości, którym hołdują poszczególni bohaterowie. Nie byłoby w tym nic złego, wręcz przeciwnie, dzięki temu powieść nabiera głębi i przesłania, ale jeśli mam być szczera, było tu tego za dużo. Po pewnym czasie czułam się przytłoczona i miałam ochotę odłożyć książkę, by odpocząć.

Sam wątek miłosny, na który liczyłam, gdzieś umyka. Akcja powieści również traci na znaczeniu. Najważniejszy jest sam przekaz, przemiana bohaterów i ich poglądów, zachowania. Byłoby to coś cudownego, gdyby nie fakt, że czegoś mi tutaj brakowało. Nie czułam się zainteresowana poznawaniem postaci oraz ich losów. Czułam się po prostu zmęczona lekturą.

Wpływ na to mogło mieć też to, że książka była napisana dla mnie strasznie ciężkim językiem oraz stylem, przez co czytałam wolniej i z większym trudem. Nie wiem, czy to wina tłumaczenia czy też tego, że byłam nastawiona na coś zupełnie innego. Może gdybym po opisie nie wywnioskowała, że będzie to urokliwy romans, podeszłabym do tej książki z innym nastawieniem i wtedy nie byłabym tak zawiedziona.

Jeśli chodzi o bohaterów, polubiłam Waltera, który miał naprawdę bardzo dobrą i wnikliwą kreację. Podobał mi się jego charakter, upór i podejście do wielu spraw. Filip za to bardzo wiele tracił w porównaniu do niego i szybko okazało się, że wcale nie jest tak idealny za jakiego chciałby się uważać. Jego kreacja również przypadła mi do gustu, mimo że sama postać nie budziła raczej sympatii. Oprócz tej dwójki mamy również kilku innych bohaterów, ale oni z kolei nikli w tłumie. Byli mi zupełnie obojętni i nie wywoływali we mnie żadnych uczuć.

Jak już wspomniała, ciężko mi ocenić tę książkę. „Dziedzic z Redclyffe” ma wiele do zaoferowania, posiada wartościowy przekaz, ale nie zaangażował mnie w swoją historię. Spodziewałam się zupełnie czegoś innego i myślę, że to to w głównej mierze spowodowało, że nie czerpałam radości z lektury. Dlatego ani nie polecam, ani nie odradzam.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu MG.

Sara


1 komentarz: