Muszę
przyznać, że po „Cesarstwo piasku” sięgnęłam przede wszystkim z powodu przepięknej
okładki. Trochę niepokoił mnie fakt, iż jest to debiut autorki, ale mimo
wszystko podeszłam do tej powieści z entuzjazmem. Czy jestem zadowolona z
lektury?
Mehr nie jest szlachcianką czystej krwi. Jej pochodzenie jest skalane przez lud jej matki – Amrithi. Jednak jako nieślubna córka gubernatora jednej z prowincji Cesarstwa jest stosunkowo bezpieczna. Jej jedynym zmartwieniem jest nienawidząca jej macocha, która ogranicza jej kontakt z małą siostrzyczką. Jednak kiedy na jaw wychodzi dar Mehr, odziedziczony po matce, dziewczyna ściąga na siebie uwagę Mahy – duchowego przywódcy narodu. To dzięki modlitwom jego oraz podlegającym mu mistykom kraj rośnie w siłę, podbija kolejne narody i trwa w dobrobycie. Jednak taki stan rzeczy zaburza równowagę. Mehr będzie musiała dokonać ciężkiego wyboru – chronić swoją siostrę, popełniając herezję wobec ukochanych bogów, czy też skazać swoich bliskich na niewyobrażalne tortury.
Mehr to
całkiem interesująca postać. Z pozoru mogłoby się wydawać, że jest to pokorna
dziewczyna, idealna córka, której od czasu do czasu zdarzy się zbuntować lub
popełnić błąd. Początkowo można było uznać ją za słabą, naiwną dziewczynę.
Jednak podczas trwania przygody zapisanej na stronicach debiutu Tashy Suri
wielokrotnie udowadnia sobie, czytelnikom oraz innym bohaterom, że ma w sobie
coś o wiele więcej. Przede wszystkim wyróżnia ją błyskotliwy umysł. Cechuje ją
spryt i pewna doza wyrachowania. Potrafi zawiązać przyjaźnie, które przyniosą
jej w przyszłości korzyści, dostrzega nadarzające się okazje do zdobycia
potrzebnych jej informacji, potrafi odgrywać rolę pokornego sługi, mimo że
wewnątrz niej płonie wściekłość. W pewnym momencie zaczęłam ją podziwiać za jej
niezłomną nadzieję i inteligentne podejście do życia. Nie przypominała
naiwnych, lekkomyślnych, irytujących bohaterek, których ostatnio pełno w literaturze
tego typu, czym zaskarbiła sobie moją sympatię.
Amun również
jest postacią ciekawą, choć posiada mniej złożoną kreację. Chłopak przez innych
widziany jako potwór, Mehr okazuje dobre serce. Ich relacja natomiast pojawia
się powoli i naturalnie. Chłopak jest dla niej dobry i wyrozumiały, Mehr stara
się pomóc im obojgu, aż w końcu przymusowe małżeństwo przeistacza się w
prawdziwą więź. Podobała mi się ta przemiana, bo okazała się realna i wiarygodna.
Fabuła książki
zaciekawiła mnie. Nie od razu się w nią wciągnęłam, dopiero po dwóch, trzech
rozdziałach w pełni mnie zainteresowała. Później jednak czytałam ją szybko i z
ogromną przyjemnością. Akcja powieści jest dość nierówna – raz dynamiczna,
innym razem stonowana, wręcz monotonna, ale mimo wszystko nie zanudza
czytelnika. Co jakiś czas następuje jej zwrot i niejednokrotnie zostałam
zaskoczona nagłym obrotem wydarzeń.
Świat
wykreowany przez autorkę również zasługuje na uwagę. Cesarstwo składa się z
prowincji, łączy wiele narodów i każdy z nich ma swoją własną historię i
kulturę. Wszystkie jednak wyznają wiarę w śpiących bogów, których sny kreują
rzeczywistość. Sama idea świata stworzonego z bożych snów nie jest mi obca, bo
już kilkukrotnie się z nią spotkałam, ale wykorzystanie jej w tej powieści było
dość oryginalne. Sam pomysł na historię wydał mi się nieszablonowy, co bardzo
mnie ucieszyło.
Książka nie
jest idealna i można wymienić kilka rzeczy, które należałoby w niej
poprawić, na przykład czasami miałam wrażenie, że pewne kwestie traktowane są
po macoszemu. Brakowało mi zagłębienia się w pewne sprawy. Mimo wszystko
powieść jest naprawdę dobrze napisana, ciekawa i przede wszystkim oryginalna. Dawno
nie czytałam tak udanego debiutu, jeśli chodzi o powieść fantasy. Cieszę się,
że miałam okazję ją przeczytać i mam nadzieję, że niedługo w moje ręce trafi
drugi tom.
Za książkę
dziękuję Fabryce Słów.
Sara
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz