Nie będę kłamać. „Wróć do mnie” zainteresowało mnie przede wszystkim okładką. Koło takiego przystojniaka nie można przejść przecież obojętnie! Nawet nie przeczytałam opisu, ale wiedziałam, że to coś, co koniecznie muszę mieć w swojej kolekcji. Przeczucie mnie nie myliło, a pierwszy tom nowej serii Corinne Michaels pomógł mi przeżyć tydzień makabrycznego przeziębienia.
Connor wyjeżdżając z Sugarloaf, przysiągł sobie wrócić tu tylko raz i to na chwilę – na pogrzeb ojca. Kiedy osiem lat później dostaje informację, że stary Arrowood odszedł już z tego świata, jedzie do znienawidzonego miejsca, by dokonać ostatnich formalności, a następnie sprzedać rodzinną farmę. Na miejscu staje twarzą w twarz z aniołem, z którym spędził najlepszą noc swojego życia tuż przed opuszczeniem rodzinnej wsi. Od tego czasu nie mógł zapomnieć o kobiecie nawiedzającej go w snach. Nie znał nawet jej imienia. Teraz, kiedy ją w końcu odnajduje, okazuje się, że jest mężatką i matką. Na domiar złego notariusz informuje go, że przez najbliższe sześć miesięcy będzie także jego sąsiadką, bowiem ojciec postanowił zakpić ze swoich synów nawet zza grobu. Według testamentu prawa do farmy wartej miliony otrzymają dopiero, kiedy każdy z nich zamieszka na niej przez pół roku. Jednak czy to aby na pewno złośliwość starego człowieka? A może ostatnia próba uratowania synów przed ich uporem i nienawiścią?
Nie pamiętam,
kiedy ostatnio czytałam romans, w którym główny bohater męski nie był niegrzecznym
chłopcem. Ostatnio we wszystkich erotykach, jakie do mnie trafiają, mężczyźni
są aroganckimi playboyami i czarnymi charakterami. Nie powiem, że nie lubię tego
typu bohaterów, ale nawet od lubianych rzeczy dobrze czasami odpocząć. Być może
dlatego tak bardzo pokochałam Connora. Były żołnierz SEAL to po prostu dobry
człowiek. Jest odpowiedzialny, troskliwy, można na nim polegać w każdej
sytuacji. Nie ma w nim arogancji czy wybujałego ego. Jest zwykłym mężczyzną,
który niesie na ramionach bagaż doświadczeń i stara się nie dopuścić, by ten go
przygniótł. Dzięki takiej kreacji wydaje się dużo prawdziwszy niż pewni siebie
bogacze czy niebezpieczni gangsterzy, których teraz pełno w literaturze
kobiecej.
Kreacja Ellie też
różni się od kobiecych postaci występujących w erotykach. To zwykła kobieta,
którą moglibyśmy minąć na ulicy i nawet tego nie odnotować w pamięci. Z pozoru
szczęśliwa żona i matka, jednak za zamkniętymi drzwiami doznaje prawdziwego
horroru. Jej mąż znęca się nad nią nie tylko psychicznie ale i fizycznie. Nie
ma dostępu do finansów, ciągle musi ukrywać siniaki, a na dodatek chronić córkę
przed gniewem ojca. Jej życie to koszmar, jednak kobieta nie poddaje się i
odnajduje w sobie siłę, by uciec i zmienić swoje życie. Co prawda zabiera się
za to w zupełnie zły sposób, ale podobało mi się, że autorka nie zrobiła z niej
całkowitej ofiary. Ellie pragnie wolności i szczęścia dla córki i tylko to
pozwala jej każdego dnia znosić ciosy męża.
Bohaterowie
spotykają się ponownie po ośmiu latach i od razu jest między nimi nić porozumienia.
Jednak ich relacja rozwija się w odpowiednim tempie. Nie spieszą się, starają
najpierw poznać się wzajemnie, a dopiero coś deklarować. Bardzo mi się to podobało,
bo dzięki temu ich historia nabrała realizmu. Co więcej nie idą od razu do
łóżka, ale właśnie pierwsze co robią, to tworzą więź ze sobą. Ponadto sceny
erotyczne, gdy już się pojawiają, nie determinują fabuły. W rezultacie
dostajemy cudowną historię o parze, która przeszła przez piekło i właśnie w nim
się odnalazła. Oboje wspierają się i dzień po dniu zamieniają znienawidzone miejsce
w swój kawałek raju.
Szalenie
podobało mi się, że historia opowiedziana w książce jest taka „normalna”. Nie
ma tu góry pieniędzy, mnóstwa pięknych kobiet czy kul latających nad głowami
bohaterów. Mogłaby wydarzyć się w prawdziwym życiu i to każdemu z nas. Co więcej
powieść porusza istotne problemy takie jak przemoc w rodzinie czy alkoholizm i
robi to w sposób naturalny, niewymuszony. Wszystko to sprawia, że powieść
niesamowicie mi się spodobała i niemal od razu sięgnęłam po jej kontynuację, by
poznać historię kolejnego z braci Arrowood.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Muza.
Sara
Dobrze, że historia jest taka normalna, bez zbędnych bogactw. Jestem ciekawa Twoich wrażeń z drugiego tomu.
OdpowiedzUsuńTaka historia na pewno by mi się spodobała. Właśnie przez jej realizm i normalność. Zapisuję sobie tytuł.
OdpowiedzUsuńA ja ostatnio mam przesyt książek, na których okładkach są "przystojniacy". Jakoś wszyscy wydawcy idą w super męskich modeli, a niestety często te historie są wszystkie na jedno kopyto.
OdpowiedzUsuńSięgnęłabym po tę książkę dla bohaterów - nie czytam ertyków bo mam dosyć tego, jak autorki kreaują męskich playboyów i szare myszki. Zaintrygowałaś mnie.
OdpowiedzUsuń