„Signum Sanguinem. Mrok – Revamped” to wznowiony i udoskonalony pierwszy tom serii
autorstwa Evanny Shamrock. Wcześniej miałam przyjemność zrecenzować „Genezę”,
czyli trzecią część cyklu, której recenzję możecie przeczytać tutaj. Jakie są
moje odczucia po przeczytaniu książki? Dowiecie się tego z poniższej recenzji.
Jojo
nie jest zwyczajnym nastolatkiem. Jest inny niż otaczający go ludzie, co wcale
go nie cieszy. Za wszelką cenę stara się pozostać niezauważony i wieść na tyle
normalne życie, na ile jest to możliwe. Jednak dar telestezji wcale nie ułatwia
mu tego zadania. Bolesne i nagle pojawiające się wizje sprawiają, że widzi
rzeczy niewidoczne dla innych ludzi, a jego niebywałej szybkości i zwinności
mógłby mu pozazdrościć niejeden drapieżnik. Na domiar złego chłopak musi uporać
się z demonami, które ścigają go od najmłodszych lat. Na jego drodze stają
jednak Naznaczeni, którzy twierdzą, że mogą odnaleźć Zagubionych. Kim są i jaką
role odegrają w życiu Jojo? Dlaczego mieszkańcy Auditium znikają bez śladu i
czy w ogóle jeszcze żyją? Czy chłopakowi uda się pokonać duchy przeszłości?
„Dobro nie rodzi się w
zamknięciu.”
„Mrok
– Revamped” to bardzo specyficzna książka i na pewno nie każdy się w niej
odnajdzie. Po pierwsze jest nieco chaotyczna. Z posłowia dowiedziałam się, że
to zabieg celowy, dzięki któremu autorka pragnęła pokazać czytelnikowi jak
bardzo zagmatwane jest życie Jojo. Trzeba przyznać, że jej się to udało –
czasami nietrudno utożsamić się z nastolatkiem i poczuć, jak bardzo jest
zagubiony. Ponadto książka pełna jest symboli i tajemnic, przez co nie wszystko
zostało w niej powiedziane wprost i wytłumaczone. Zostawia to duże pole do
popisu dla kolejnych tomów, które według zapewnień autorki rozwieją wszystkie
wątpliwości. Z jednej strony ogromnie mi się to podobało. Atmosfera
tajemniczości i niedopowiedzeń wzbudzała ciekawość i kazała czytać dalej w
poszukiwaniu rozwiązań. Z drugiej jednak mniej cierpliwy czytelnik, mógłby czuć
frustracje i w pewnym momencie odłożyć lekturę. Dla takich osób jest jednak
rozwiązanie, a mianowicie mogą one rozpocząć swoją przygodę z „Signum Sanguinem”
od „Genezy”, która stanowi prequel cyklu. Zawiera ona historię Jojo i jego
rodziców i wyjaśnia mnóstwo rzeczy owianych tajemnicą w „Mroku”. Szczerze
mówiąc, gdybym trzymała się kolejności tomów, prawdopodobnie nie wytrzymałabym
ogromu niejasności, a tak bardzo miło spędziłam czas z kolejną książką Evanny
Shamrock. Jednak osobą wykazującym się cierpliwością i uwielbiającym powoli
wychodzące na światło dzienne tajemnice, polecam na początek „Mrok”.
„Gdy człowiek jest pozbawiony
tego, co było dla niego ważne, staje się bestią. A bestie pożerają się
nawzajem.”
Dużym
plusem książki są świetnie wykreowani bohaterowie, a szczególnie główny, czyli
Jojo. Chłopak jest inny niż reszta ludzi nie tylko przez swój niecodzienny dar.
Jego „inność” ma kilka różnych przyczyn. Przede wszystkim dużym piętnem
odcisnęła się na nim jego przeszłość, o której w pierwszym tomie niewiele się
dowiadujemy. Autorka szczędzi nam na ten temat informacji, jednak z łatwością
możemy wywnioskować, że chłopak nie ma łatwo. Mieszka w opuszczonym domu, jego
matka nie żyje, a ojciec tkwi w więzieniu. Sam ma za sobą długą i zdecydowanie
niełatwą drogę. Przez to wszystko Jojo stał się aspołeczny i bardzo skryty. Stroni
od ludzi i ich dotyku, a za jedynych towarzyszy ma swojego kota – Natana oraz
uporczywy głos w głowie. Chłopak trochę przypominał mi dzikie zwierze – nieufne
i potrafiące szybko rzucić się do ucieczki. Jest bardzo samotny i zagubiony, a
ponadto ma nieco zachwiane poczucie wartości i czasami sam sobie próbuje udowodnić,
że wcale nie jest zły. To wszystko wzbudzało we mnie empatię wobec jego
postaci, co nieco mnie zdziwiło, bo nieczęsto obdarzam bohaterów literackich
jakimikolwiek uczuciami prócz sympatii czy niechęci.
Również
inni bohaterowie prezentują się bardzo dobrze, chociaż nie są już tak dokładnie
wykreowani jak Jojo. O niektórych wręcz dowiadujemy się niezbędnego minimum.
Mimo wszystko każdy z nich zachowuje własny charakter i czymś wyróżnia się na tle
pozostałych. I to nie tylko za sprawą swojego daru, ale także dzięki wyglądowi
czy zachowaniu. Najwięcej informacji dostajemy o Eliaszu i Kamilu. Poznajemy
historię pierwszego z chłopaków – wybrańca nie do końca dogadującego się z
rodzicami, którego bratnią duszą staje się chora babcia – oraz osobowość
drugiego. Kamil nieco przypomina Jojo – jest skryty i ostrożny. Prócz tego
sprawia wrażenie zimnego i wręcz pustego w środku. W ogóle się nie uśmiecha, a
jego postawa wyraźnie sugeruje, że dostał od życia porządnego kopa. Ogromnie
ciekawi mnie, czym też doświadczył go los, że stał się kimś takim.
„Uczucia przejmowały kontrolę nad
rozumem w najbardziej nieoczekiwanych momentach; były jednocześnie trudne
zarówno do odrzucenia, jak i do zaakceptowania. Pogrzebane żywcem… nigdy nie
umierają. Musiał je kontrolować.”
W
książce ciągle coś się dzieje. Nie zawsze pojmujemy od razu wagę wydarzeń, ale co
jakiś czas jesteśmy w stanie powiązać ze sobą poszczególne sytuacje i zrozumieć
pewne rzeczy. Powieść trzyma nas jednak w napięciu i oczekiwaniu praktycznie
przez cały czas. Mamy tu także tajemnicze zaginięcia ludzi, zdarzające się
coraz częściej. Do tego dochodzi odrobina magii oraz zwykła, ludzka
codzienność. To wszystko sprawia, że „Mrok” można nazwać wielogatunkową
powieścią. Łączy bowiem w sobie elementy thrillera, kryminału, przygodówki, fantasy
oraz obyczajówki czy też młodzieżówki. Jedne są widoczne bardziej, inne mniej,
ale są i tworzą cudowną całość. Taka konstrukcja fabuły niesamowicie mi się
spodobała.
Czy
polecam „Mrok – Revamped”? Oczywiście że tak! To naprawdę niesamowita powieść,
w której nie brak mądrości, profil psychologiczny postaci jest niesamowicie
rozwinięty, akcja mknie do przodu przez cały czas, a tajemnica goni tajemnicę.
Jednak osobą mniej cierpliwym i nielubiącym zbyt wielu niejasności polecam
rozpocząć przygodę z twórczością Evanny Shamrock od prequel serii – „Genezy”.
Będziecie wówczas czerpać z lektury „Mroku” o wiele więcej przyjemności.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję autorce.
Mocno kusisz moja droga. :)
OdpowiedzUsuńHa ha wiem i wcale nie jest mi przykro :D
UsuńBrzmi ciekawie, dobrze, że jest to pierwszy tom a nie któryś z kolei, bo pewnie nie chciałoby mi się wracać i odszukiwać poprzedniczek. Zapowiada się ciekawie, lubię trudne, zagmatwane książki.
OdpowiedzUsuńhttp://recenzentka-doskonala.blogspot.com/2018/03/seryjne-zabojczynie-tori-telefer.html
I PS. dodaję do obserwowanych.
UsuńO też nie lubię trafiać na recenzje trzeciego czy któregoś tomu, bo albo sobie coś zaspoileruję, albo muszę szukać przednich częsci.
Usuńchyba bym nie dała rady, może kiedyś...
OdpowiedzUsuńNie ma co się zmuszać ;)
UsuńBardzo lubię dobrze wykreowanych bohaterów, to duży plus książki. :) Ta pozycja mnie intryguje i dopisuję ją do swojej listy. :)
OdpowiedzUsuńSuper :) Mam nadzieję, że się spodoba ;)
UsuńW sumie to nie wiem, czy jestem cierpliwym czytelnikiem. Z jednej strony czasami mam aż ochotę rzucić książką i do niej nie wracać, bo coś tak bardzo mnie zirtuje, ale z drugiej zawsze czytam wszystkie książki do końca choćby były nie wiadomo jak glupie czy męczące. Mimo to myślę, że zaczęłabym jednak od "Genezy", by ogólnie wyczuć, czy styl autorki mi odpowiada, a wykreowana przez nią historia jest dla mnie ciekawa i porywająca. Tak chyba będzie najlepiej.
OdpowiedzUsuńCzemu jeszcze mnie tu nie ma? Zostaję na dłużej!
Pozdrawiam ♡♡
Też uważam, że lepiej zacząć od "Genezy". Historia staje się wtedy bardziej logiczna :D
UsuńPierwszy raz widzę tę książkę. Po recenzji na pewno ją kupię i chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że Cię zachęciłam :)
UsuńTo ja zacznę od tej drugiej, jestem niecierpliwa więc wiesz :D
OdpowiedzUsuńDobry wybór :D
UsuńHmm, brzmi naprawdę ciekawie. Lubię książki, w których akcja nie ustaje!
OdpowiedzUsuńW takim razie polecam ;)
Usuń