Bitwa w labiryncie to już
czwarta część serii o Percym Jacksonie autorstwa Ricka Rordana. Niestety nie
mogłem od razu po przeczytaniu Klątwy
tytana wziąć się za kolejną książkę.
Jednak było warto poczekać, ponieważ, podobnie jak wcześniejsze tomy, ta
również podbiła moje serce.
Percy cieszył
się nadchodzącymi wakacjami oraz tym, że jeszcze nie wydalono go ze szkoły.
Oczywiście nie wszystko poszło tak, jak sobie wymarzył. Podczas drzwi
otwartych w Goode pojawiła się koleżanka herosa (Rachel) oraz trzy demoniczne
cheerleaderki, które spowodowały niemałe zamieszanie w szkole. Jak można się domyślić,
wszystko zostało zrzucone na syna Pana Mórz. Właśnie wtedy Percy postanowił
uciec wraz z Annabeth. Szybko przybyli do Obozu Herosów. Niemal od razu dotarły
do nich niepokojące wieści. Okazało się, że Luke planuje zaatakować młodych
herosów. Ponadto Percy poznał kolejną osobę – Kwintusa – nowego nauczyciela
szermierki, który jest... bardzo interesującą postacią, której tożsamości Wam
nie zdradzę.
W tej części serii Annabeth w końcu dostaje
swoją misję, na którą wybiera się wraz z Percym, Tysonem i Groverem, który musi
w ciągu tygodnia odnaleźć Pana. Zostają oni wysłani do Labiryntu, by odszukać
Dedala i przekonać go, aby im pomógł. Misja jak zwykle pełna jest
niebezpieczeństw. Przyjaciele zostają bowiem rozdzieleni. Percy trafia na
nieznaną wyspę, Annabeth wraca do Obozu Herosów a Tyson i Grover nadal
przebywają w Labiryncie. Na szczęście Hefajstos pomaga synowi Pana Mórz wrócić
do przyjaciół oraz zdradza, jak poruszać się po budowli Dedala.
Czy nasi
przyjaciele ocalą obóz? Kogo potrzebują, by poruszać się po Labiryncie? Czy
Grover odnajdzie Pana? Co z Dedalem, umarł czy żyje? I co oznacza tytuł Bitwa w Labiryncie? Oraz najważniejsze
pytanie: czy Kronos powstanie?
Bitwa w Labiryncie jest
jedną z najlepszych książek, jakie czytałem. Akcja ani na moment nie
zwalnia tempa, co sprawia, że nie jesteśmy w stanie oderwać się od lektury.
Pełna jest bowiem niespodziewanych i zapierających dech w piersi zwrotów akcji.
Ponadto książkę czyta się lekko i przyjemnie, co jest ogromną zasługą autora,
gdyż ten nie zapomniał również o humorystyce, która idealnie łączy się z całą
treścią i akcją.
,,– Kalino – powiedziała
Annabeth. – Grover nawet by nie spojrzał na inne drzewo.”
W tej części
poznajemy nowe starożytne potwory, które budzą się, by stanąć po stronie
Kronosa, a telchinowie wykłuwają dla niego sierp. Po raz pierwszy w sprawy
młodych herosów angażuje się Hera. Początkowo jest lubiana przez naszych
bohaterów, jednak na sam koniec, po spotkaniu z Hefajstosem, ci zaczęli uważać
ją za egoistkę (cecha charakterystyczna dla bogów), dbającą jedynie o swoją idealną rodzinę. Poza nowymi potworami poznajemy także kolejne
bóstwa, np. boga wyborów - Janusa.
Autor po raz
kolejny wprowadza czytelnika w niesamowity świat bogów i herosów, niebezpiecznych
przygód, mitów i tajemnic. Nie zniża swojego poziomu, ale zdawać by się mogło,
że z każdą kolejną książką stawia sobie poprzeczkę coraz wyżej. Zdecydowanie
polecam tę książkę każdemu, kto szuka w swoim życiu nawet niewielkiego
pierwiastka magii!
Na sam koniec,
jako mały smaczek, dodam, że rozwinął się pewien wątek miłosny ;)
Recenzję przeczytałam przez palce, ponieważ zamierzam przeczytać całą serię. Ogólnie twórczość autora jest dla mnie obca, ale w tym roku postawiłam sobie za cel przeczytać między innymi jego książki. Mam nadzieję, że mi się to uda :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Jabłuszkooo ♥
Szelest Stron
Świetny post, naprawdę zostałam zachęcona, szczególnie ostatnim akapitem! Zostaję na dłużej, zapraszam do mnie. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam nigdy tej książki , aczkolwiek to chyba nie moje klimaty , ale bardzo ładnie wszystko jest napisane. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńRzadko czytam książki, a jak już czytam to jednak w innym klimacie. Fajny wpis przeczytałam z ciekawością.Jednak to nie moje klimaty:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń