„Don’t love me” zaciekawiło mnie przede wszystkim samym tytułem. Jest on dość nietypowy, jeśli wziąć pod uwagę, że powieść jest młodzieżówką opowiadającą o miłości. Zaintrygowało mnie to, więc postanowiłam sięgnąć po powieść.
Kenzie dostaje staż w Szkocji i nie jest z tego powodu zadowolona. Nie ma jednak wyboru i postanawia skorzystać z okazji. W swojej pierwszej pracy poznaje przyszłego spadkobiercę sieci luksusowych hoteli – Lyalla. Chłopak nie cieszy się zbyt dobrą opinią wśród najbliższych oraz miejscowych. Jest arogancki i odpycha swoim zachowaniem. Jeśli chce odzyskać utracony szacunek, musi udowodnić, że jest go wart i ma na to tylko jedno lato. Niestety poznanie Kenzie wszystko się zmienia, a jej osoba coraz częściej zaprząta mu głowę.
„Don’t love me”
okazało się interesującą powieścią młodzieżową opowiadającą o losach dwójki
młodych ludzi, których połączyło uczucie wbrew przeciwieństwom losu. Jest to
dość powszechny schemat, jednak mimo wszystko książka okazała się naprawdę
interesująca. Napisana została lekkim językiem, a styl autorki powinien
przemówić do każdego. Mimo objętości czyta się ją zaskakująco szybko, co jest
jej kolejnym ogromnym plusem.
Sama historia
okazała się dość oryginalna, mimo pewnej dozy schematyczności. Ponadto
zawierała w sobie nieco tajemniczości i niby czytelnik mógł się pewnych rzeczy
domyślać, ale nigdy nie był do końca pewien, co się wydarzy. Nie raz książka
potrafiła mnie zaskoczyć, a to rzadko mi się zdarza przy czytaniu powieści tego
typu. Szczególnie intrygujące okazało się jednak samo zakończenie, które niemal
każe natychmiast sięgnąć po kolejny tom i dowiedzieć się, jak potoczą się losy
bohaterów.
Skoro już o
bohaterach mowa, chciałabym napisać kilka słów o Kenzie i Lyallu. Ostatnio
miałam nieszczęście czytać powieści, w których główni bohaterowie doprowadzali
mnie do szewskiej pasji. Para jednak przełamała to, bo tę dwójkę polubiłam
niemal od razu. Były momenty, kiedy chciałam obojgu przyłożyć, żeby się w końcu
opamiętali, jednak nie było to ani częste, ani uciążliwe. Po prosto oboje
wywoływali u mnie wiele przeróżnych – czasem negatywnych ale w zdecydowanie
większej liczbie przypadków pozytywnych – emocji, a to akurat w książkach
bardzo lubię.
Zarówno Kenzie jak i Lyalle mają swoją przeszłość, z czego chłopak nosi zdecydowanie większy ciężar na swoich barkach. Musi udowodnić dosłownie wszystkim, że nie jest szatanem w ludzkiej skórze i oczyścić swoje dobre imię. Jego rodzina wcale mu w tym nie pomaga i mam wrażenie, że już dawno postawiła na nim krzyżyk. On jest jednak zdeterminowany, by pokazać im, jak bardzo się mylą. Imponowała mi jego postawa. Gdybym była na jego miejscu, chyba nawet bym nie próbowała, po prostu spakowałabym się i dała sobie z nimi wszystkimi spokój. On jednak postanawia walczyć.
Relacja
bohaterów początkowo była dość burzliwa, ale po jakimś czasie to się zmienia.
Przyjemnie było patrzeć, jak oboje powoli zaczynają sobie ufać, a ich uczucie
rozkwita pomimo przeciwności. Ich więź pojawia się i rozwija w stonowanym
tempie, dzięki czemu wydaje się realistyczna i niewymuszona. Poza tym często
ich interakcje wywoływały uśmiech na mojej twarzy.
„Don’t love me”
to książka, przy której bardzo miło spędziłam czas. Przez cały czas utrzymywała
moje zaciekawienie, a końcówka całkowicie zbiła mnie z tropu. Nie mogę doczekać
się, gdy w moje ręce trafi kolejny tom.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Jaguar.
Sara
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz