Filozofia nie jest moją ulubioną dziedziną nauki, a właściwie to kompletnie nie mam do niej cierpliwości. Mój umysł raczej jest lekko bardziej ścisły i po prostu nie ma w nim miejsca na kolejną dawkę wiedzy. Oczywiście miałam okazję spotkać się już z filozofią na lekcjach języka polskiego w technikum, ale też podczas pierwszego semestru studiów. Nie było to dla mnie łatwe i przyjemne, ale jeśli mam wybrać ulubionego myśliciela to jest nim zdecydowanie Artur Schopenhauer. To już nie chodzi o wszystkie śmieszne memy z jego udziałem, ale to on jako pierwszy zdefiniował moje ulubione słowo – pesymizm.
Sięgnęłam po tę książkę nie tylko ze względu na jej autora czy chęć dokształcenia się. Zaciekawiła mnie jej tematyka i uznałam, że nie będzie to czysta i nudna filozofia, ale pojawi się w tym też trochę etyki czy mediacji. Całość jest bardzo krótka, więc uznałam, że uda mi się przebrnąć, nawet jeśli będzie to wybitnie trudna pozycja. Jakiś czas temu miałam również okazję trochę poznać kilka informacji na temat erystyki i uznałam, że dobrze będzie wejść w temat głębiej.
Na początku tej książki, autor przestawia oczywiście swój punkt widzenia. Zaczyna od zdefiniowania terminu ,,erystyka” i wyjaśnienia wielu innych, niezwykle istotnych rzeczy, które są konieczne do zrozumienia tej publikacji. Szczególnie podoba mi się fragment, gdzie Schopenhauer objaśnia, dlaczego nie zgadza się z wizją Arystotelesa, ponieważ jego tłumaczenie wydaje się bardzo logiczne i mające sens. Nie jest to krytyka mająca na celu kogoś obrazić, czy umniejszyć jego dokonania, ale raczej podkreślenie, że Arystoteles być może miał rację kiedyś, ale świat zmierza ciągle do przodu, więc trzeba za nim nadążać.
Książka ta w pewnym sensie jest takim poradnikiem, jak się kłócić. Oczywiście to bardzo proste wyjaśnienie ogólnego sensu, ale chyba najbardziej jasne i klarowne. Schopenhauer proponuje, jak podczas sporu podtrzymywać swoje zdanie i dotrwać z nim do samego końca. Często jest tak, że w trakcie rozmowy czy kłótni na jakiś temat, pod wpływem argumentów naszego ,,przeciwnika”, przekonujemy się do jego opinii. Czasem jest to z korzyścią dla nas samych, ale bardzo często taka zmiana poglądów jest złudna i jej żałujemy. Autor w tej książce stara się wyjaśnić, jak za wszelką cenę wygrać spór i robi to w sposób bardzo ciekawy, ale też nieoczywisty.
Jeśli mam być szczera, to książka ta nie jest napisana trudno. Być może moja ocena jest taka, ponieważ już miałam styczność z wieloma tekstami naukowymi, które powstawały w przeróżnych latach, więc potrafię szybko przyzwyczaić się do odmiennego stylu. W treści pojawia się dość sporo łacińskich wyrażeń, ale wszystkie są oczywiście przetłumaczone w przypisach, więc raczej nikomu nie powinno sprawiać to trudności.
Podoba mi się to, że wiele rzeczy zostało wyjaśnionych również na przykładach. Nie jest to wcale takie częste w filozoficznych rozważaniach, więc tu należą się podziękowania chyba samemu autorowi. Zdaję sobie sprawę, że tego nie przeczyta, ale kto wie – może czuje moją wdzięczność? Takie sformułowanie problemu na pewno jest bardziej przystępne i dzięki temu jestem pewna, że sporo osób doceni tę pozycję. Warto się z nią zapoznać, bo uważam, że myśl Schopenhauera jest bardzo na czasie i może okazać się przydatna, aby nauczyć się czegoś, co współcześnie nazywamy asertywnością.
,,Erystyka, czyli sztuka prowadzenia sporów”, to książka naprawdę ciekawa, ale nie dla każdego. Osoby, które raczej nie przepadają za filozofią, powinny zdecydowanie zastanowić się dwa razy zanim sięgną po tę publikację. Dla mnie to była dobra lektura, stanowiąca ciekawostkę, ale na pewno coś dzięki niej zrozumiałam. Prowadzenie sporów nie musi być niekulturalne i stanowić przerzucanie się argumentami, co skutkuje, że wygrywa jednostka silniejsza ,,w gębie”. Przeciwnika powinno się złamać inteligentnie i z klasą.
Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu MG
Patrycja
Po tego typu książki sięgam rzadko :)
OdpowiedzUsuńA ja polecam "Historię Filozofii Średniowiecznej" Legowicza. Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńO, a ja lubię czasem zagłębić się w takie literackie rejony. Będę mieć na uwadze!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)
Filozofia łatwa nie jest, to prawda. Czasem jednak trochę o niej wiedzieć warto. Świetnie czytało mi się Twoją recenzję, a książkę sobie wpisuję na listę, coby o niej nie zapomnieć!
OdpowiedzUsuńDla mnie filozofia na studiach była jakąś porażką i źle ją wspominam. Jednak lubię czasem sięgać po książki filozofów i być może kiedyś nadrobię swoją wiedzę w tej dziedzinie.
OdpowiedzUsuńKlasyka klasyk. Uwielbiam tę książkę. Fajnie, że MG pokusiło się o wznowienie. Bardzo dużo się z niej nauczyłam.
OdpowiedzUsuńOj, nie dla mnie. Naczytałam się na studiach. mam dość
OdpowiedzUsuńJa też do filozofii zabieram się jak pies do jeża (kłania się umysł ścisły), ale... ostatnio czuję coraz większą ochotę na tego typu pozycje!
OdpowiedzUsuń