Strony

czwartek, 6 czerwca 2019

[113] "Mars room" - Rachel Kushner




Nikt nie chce trafić do więzienia, jednak wielu zastanawia się, jak w rzeczywistości wygląda życie osadzonych tam ludzi. Czy naprawdę jest to aż tak wielka kara? A może tylko nam się wydaje, że warunki panujące w zakładach karnych są tragiczne i nieludzkie? Rachel Kushner w swojej książce „Mars room” pragnie zaprezentować nam odpowiedzi na niektóre z naszych pytań.

Książka jednej z najwybitniejszych amerykańskich pisarek przedstawia niesamowitą historię zza krat więzienia dla kobiet. Jej główną bohaterką staje się Romy Hall. Postać ta zostaje skazana na podwójną karę dożywocia, a na miejsce odbycia kary sąd wybiera żeński zakład karny w Stanville. Kobieta pozostawia za sobą całą przeszłość za sobą. Opuszcza swoje miasto młodości – San Francisco, klub ze striptizem, gdzie przez długi czas zarabiała na życie oraz swoje dziecko – siedmioletniego synka o imieniu Jackson, którym zmuszona została zaopiekować się babcia. Jak kara pozbawienia wolności wpłynie na psychikę kobiety? Czy tęsknota za domem i dzieckiem da się w jakiś sposób stłumić? Co czuje człowiek, mający świadomość tego, że prawdopodobnie już nigdy nie wyjdzie na wolność?

Zaczynając książkę bałam się, że autorka nie ma na temat życia w więzieniu żadnej wiedzy, a jej powieść będzie przesłodzoną historyjką o losie skazanej kobiety. Na szczęście „Mars room” jest zupełnie inny. Po pierwsze to bardzo prawdziwa historia, realnie przedstawiona i z całą pewnością posiadająca co najmniej kilka ziarenek prawdy. Po drugie opowieść została całkowicie pozbawiona lukru. Autorka pokazuje rzeczywistość tak, jak jest naprawdę z całą jej brutalnością i bezwzględnością. Niczego nie upiększa, co bardzo przypadło mi do gustu. Prezentuje wszystkie problemy oraz kłopoty, a także ukazuje normy panujące w zakładach karnych dla kobiet. Nie brakuje tutaj szczegółowych opisów zachowania czy wydarzeń z udziałem więźniarek, dzięki czemu wszystko wydaje się być bardzo realne i daje czytelnikowi wgląd na sytuację osadzonych kobiet.

Akcja toczy się w jednym miejscu, czyli we więzieniu dla kobiet w Stanville. Biorąc to pod uwagę, nachodziła mnie kolejna obawa. Czy autorka będzie w stanie stworzyć historię, która mnie zaciekawi, w tak ograniczonej przestrzeni? Należę do osób, które cenią sobie akcję i często nudzę się, jeśli książka nie jest na nią nastawiona. W „Mars room” bohaterki nie przeżywają przygód, a wydarzenia w jakich biorą udział nie są spektakularne, jednak mimo wszystko przez cały czas nie mogłam się od tej powieści oderwać. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że historii cały czas towarzyszyła nutka tajemniczości. Przejawiała się ona zarówno w drobnostkach, jak i w rzeczach nieco ważniejszych. Na przykład autorka wcale nie spieszy się z tym, by wyjawić czytelnikowi, dlaczego główna bohaterka została skazana na podwójne dożywocie. Przez cały czas można też się zastanawiać, skąd wziął się tytuł powieści i jaką rolę w niej odgrywa klub ze striptizem. Ponadto mamy możliwość poznania myśli więźniarki i tego, w jaki sposób to wszystko na nią wpływa. Troszeczkę brakowało mi tutaj pogłębienia owego aspektu psychologicznego, jednak cieszę się, że był on chociaż poruszony i autorka starała się pokazać zmiany, jakie zachodzą w bohaterce pod wpływem różnych wydarzeń.

„Mars room” to historia, która wydaje się być bardzo realna, przez co bardzo mi przypadła do gustu. Widać, że autorka wie, o czym pisze, a swoje powieści stara się dopracować pod każdym względem. Dzięki niej zyskujemy możliwość wkroczenia w więzienną rzeczywistość i wyobrażenia sobie, jakie warunki panują w zakładach karnych.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz