Nikt nie chce trafić
do więzienia, jednak wielu zastanawia się, jak w rzeczywistości wygląda życie
osadzonych tam ludzi. Czy naprawdę jest to aż tak wielka kara? A może tylko nam
się wydaje, że warunki panujące w zakładach karnych są tragiczne i nieludzkie?
Rachel Kushner w swojej książce „Mars room” pragnie zaprezentować nam
odpowiedzi na niektóre z naszych pytań.
Książka jednej z najwybitniejszych amerykańskich
pisarek przedstawia niesamowitą historię zza krat więzienia dla kobiet. Jej
główną bohaterką staje się Romy Hall. Postać ta zostaje skazana na podwójną
karę dożywocia, a na miejsce odbycia kary sąd wybiera żeński zakład karny w
Stanville. Kobieta pozostawia za sobą całą przeszłość za sobą. Opuszcza swoje
miasto młodości – San Francisco, klub ze striptizem, gdzie przez długi czas
zarabiała na życie oraz swoje dziecko – siedmioletniego synka o imieniu
Jackson, którym zmuszona została zaopiekować się babcia. Jak kara pozbawienia
wolności wpłynie na psychikę kobiety? Czy tęsknota za domem i dzieckiem da się
w jakiś sposób stłumić? Co czuje człowiek, mający świadomość tego, że
prawdopodobnie już nigdy nie wyjdzie na wolność?
Zaczynając książkę bałam się, że autorka nie ma na
temat życia w więzieniu żadnej wiedzy, a jej powieść będzie przesłodzoną
historyjką o losie skazanej kobiety. Na szczęście „Mars room” jest zupełnie
inny. Po pierwsze to bardzo prawdziwa historia, realnie przedstawiona i z całą
pewnością posiadająca co najmniej kilka ziarenek prawdy. Po drugie opowieść
została całkowicie pozbawiona lukru. Autorka pokazuje rzeczywistość tak, jak
jest naprawdę z całą jej brutalnością i bezwzględnością. Niczego nie upiększa,
co bardzo przypadło mi do gustu. Prezentuje wszystkie problemy oraz kłopoty, a
także ukazuje normy panujące w zakładach karnych dla kobiet. Nie brakuje tutaj
szczegółowych opisów zachowania czy wydarzeń z udziałem więźniarek, dzięki
czemu wszystko wydaje się być bardzo realne i daje czytelnikowi wgląd na
sytuację osadzonych kobiet.
Akcja toczy się w jednym miejscu, czyli we więzieniu
dla kobiet w Stanville. Biorąc to pod uwagę, nachodziła mnie kolejna obawa. Czy
autorka będzie w stanie stworzyć historię, która mnie zaciekawi, w tak
ograniczonej przestrzeni? Należę do osób, które cenią sobie akcję i często
nudzę się, jeśli książka nie jest na nią nastawiona. W „Mars room” bohaterki
nie przeżywają przygód, a wydarzenia w jakich biorą udział nie są
spektakularne, jednak mimo wszystko przez cały czas nie mogłam się od tej
powieści oderwać. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że historii cały czas
towarzyszyła nutka tajemniczości. Przejawiała się ona zarówno w drobnostkach,
jak i w rzeczach nieco ważniejszych. Na przykład autorka wcale nie spieszy się
z tym, by wyjawić czytelnikowi, dlaczego główna bohaterka została skazana na
podwójne dożywocie. Przez cały czas można też się zastanawiać, skąd wziął się
tytuł powieści i jaką rolę w niej odgrywa klub ze striptizem. Ponadto mamy
możliwość poznania myśli więźniarki i tego, w jaki sposób to wszystko na nią
wpływa. Troszeczkę brakowało mi tutaj pogłębienia owego aspektu
psychologicznego, jednak cieszę się, że był on chociaż poruszony i autorka
starała się pokazać zmiany, jakie zachodzą w bohaterce pod wpływem różnych
wydarzeń.
„Mars room” to historia, która wydaje się być bardzo
realna, przez co bardzo mi przypadła do gustu. Widać, że autorka wie, o czym
pisze, a swoje powieści stara się dopracować pod każdym względem. Dzięki niej
zyskujemy możliwość wkroczenia w więzienną rzeczywistość i wyobrażenia sobie,
jakie warunki panują w zakładach karnych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz