Strony

wtorek, 2 stycznia 2018

[38] [PATRONAT] "Damnatus" - Wojciech Karolak




Dziś przychodzę do Was z recenzją książki, którą mam zaszczyt patronować. Jest to kontynuacja „Kirkhammera” (którego recenzję znajdziecie, klikając tutaj) autorstwa Wojciecha Karolaka. Czy „Damnatus” dorównuje poprzedniej części, a może jest od niej dużo lepszy?


Kylven Kirkhammer żyje i wraca, aby wypełnić misję, jaka nieoczekiwanie spadła na jego barki. Musi bowiem stanąć w obronie harmonii Wszechświata, dzięki której ten może istnieć. Jest potężniejszy niż kiedykolwiek wcześniej, ale niesie to za sobą przykre konsekwencje. W jego głowie znajduje się banda upiorów, cały czas do niego mówiących i próbujących wpłynąć na jego decyzje, by w końcu starać się całkowicie przejąć nad wojownikiem kontrolę. Tymczasem Jamiba, przekonana o śmierci swojego ukochanego, próbuje naprawić świat na własną rękę. Na gruzach Kościoła zakłada nową organizację, która ma na celu wyplenienie wszelkie potwory z Władcami na czele i zapewnić ludzkości bezpieczeństwo. Ich misje wzajemnie się wykluczają, w wyniku czego konflikt między kochankami wisi na włosku. Na domiar złego nie tylko oni mają plany zmiany świata…

Muszę przyznać, że pod wieloma względami „Damnatus” jest o niebo lepszy niż jego poprzedni tom. Po pierwsze „strona techniczna” książki jest o wiele bardziej dopracowana. Akapity w tekście są wyodrębnione, błędy interpunkcyjne zdarzają się, ale nie w takiej ilości jak w „Kirkhammerze”, a drobne niedopatrzenia typu źle napisany dialog czy wypowiedz bez myślnika praktycznie zostały wyeliminowane. Jest to niewątpliwie ogromny plus dla każdego, kto przykłada wagę do tego typu spraw – w tym i dla mnie.

Kolejną kwestią jest język i styl, jakim posługuje się autor. Mianowicie czytelnicy w dużej mierze zarzucali pierwszej części zbytnią swobodę językową. Chodziło głównie o przekleństwa, których nagromadzenie i mnie delikatnie irytowało. Nie twierdzę, że tu ich nie ma, ale są bardzo ograniczone i nie rzucają się tak bardzo w oczy. Tworzą wręcz pewien specyficzny klimat powieści, bo pokazują realia ciężkiego i czasami okrutnego życia bohaterów.

Przejdźmy jednak do ważniejszych spraw. Już w pierwszym tomie spodobała mi się jedna konkretna rzecz, bo to coś czego ciągle szukam w książkach. Mianowicie brak jednoznacznego podziału na tych „dobrych” i tych „złych”. W drugiej części jest to jeszcze bardziej widoczne i bardzo dobrze. Od początku do końca w zasadzie nie wiadomo, kto jest jaki i czy w ogóle czyjkolwiek pogląd jest słuszny. Powiedziałabym, że właściwie w całej serii pojęcie dobra i zła nie ma w zasadzie dużego znaczenia, bo autor przedstawia wykreowany przez siebie świat w odcieniach szarości, czyli właśnie tak, jak powinno być. Dzięki temu w czasie lektury czytelnik zastanawia się, czy pisarz zdecyduje się w końcu na jakąś klasyfikację, czy też całkowicie z niej zrezygnuje, co jeszcze bardziej wciąga nas w powieść i zaciekawia.

Podoba mi się też sam upadek Kościoła, bo według mnie dodało to powieści większego realizmu. Początkowo jednak nie wiedziałam, co w zasadzie doprowadziło do jego ruiny. Dopiero później, jak zaczęłam się nad tym zastanawiać, stwierdziłam, że było to mimo wszystko dobre posunięcie ze strony autora. Raczej nie mógł funkcjonować po tym, co się stało w pierwszym tomie. Nawet jeśli bohaterowie wybraliby nowe Ostrza, uzupełnili Radę i chcieli wrócić do tego, co było, to jego istnienie i tak nie miałoby racji bytu. W końcu głowa tejże organizacji przez cały czas była potworem w ukryciu, a jego najbardziej uzdolniony członek stał się nie do końca wiadomo czym. Zawaliły się fundamenty owej instytucji, a ludzie zapewne zaczęli wątpić w jej skuteczność po katastrofie, jaka miała miejsce. Zresztą powrót do poprzedniej struktury Kościoła byłby bardzo trudny, bo nie było nikogo, kto mógłby lub chciałby dźwignąć go na nogi, a Ręce też raczej nie podniosłyby się same po takim upadku. Także dobrze, że autor postanowił unicestwić te instytucje, ale mimo wszystko trochę brakowało mi pogłębienia tematu czy też dokładniejszego opisu przyczyn upadku organizacji.

Kolejna rzecz, która sprawiła, że powieść dużo zyskała to Bractwo i sposób jego przedstawienia. Cieszę się, że autor nie zrobił czegoś, co pewnie niektórzy pisarze by uczynili, zawodząc tym swoich fanów. Mam na myśli to, że nie stworzył na miejsce źle zorganizowanego Kościoła, świetnie prosperującej instytucji, która odnosi tylko i wyłącznie sukcesy, bo jest lepsza i ma szlachetne pobudki. Każdy wie, że same idee nie wystarczą. Tak więc dobrze, że Jemiba jako przewodnicząca musi borykać się z wieloma problemami. Świetnie też, że autor nie popada w skrajność i co jakiś czas coś się Bractwu jednak udaje (na przykład pozyskuje dofinansowanie), nawet jeśli za chwile to wszystko traci i musi znowu walczyć o to, by przetrwać. Dzięki temu powieść po raz kolejny nabiera realizmu. Ponadto podoba mi się też to zderzenie między brutalną rzeczywistością a pewnością czarodziejki, że skoro jej organizacja jest taka szlachetna oraz bezinteresownie to wszyscy ją wesprą.

Kolejnym plusem książki jest kreacja głównego bohatera. Kirkhammer mimo przeciwności nie poddaje się i nie zaczyna bezmyślnie podążać za swoim przeznaczeniem. Bardzo dobrze, że kwestionuje niektóre idee poprzednich Strażników, a w zasadzie ich większość. Ponadto pewne rzeczy nie przychodzą mu z łatwością, a w zasadzie wobec niektórych jest bezsilny. To bardzo ciekawe połączenie – z pozoru bezwzględny, niepokonany wojownik, ale jednak ponoszący porażki w swojej własnej walce o przekonania.

„Damnatus” może nie jest idealną książką, ale jego plusy zdecydowanie przerastają minusy. Jest to także dużo lepsza pozycja niż „Kirkhammer”, o czym już wcześniej wspomniałam, tak więc i ci, którzy zawiedli się na pierwszej części, ale mimo wszystko chcący zapoznać się z drugą, powinni być zadowoleni. Mi ta lektura bardzo się podobała i cieszę się, że mogłam jej patronować. Polecam wszystkim zainteresowanym, a szczególnie tym uwielbiającym fantastykę!

 Za możliwość przeczytania i patronowania książki dziękuję autorowi oraz Wydawnictwu Witanet!

5 komentarzy:

  1. Gratuluję patronatu! :)

    Książka raczej nie mój klimat. :)

    Pozdrawiam serdecznie ♥♥
    Nie oceniam po okładkach

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie czytałam pierwszego tomu, ale raczej nie zapowiada się, żebym kiedykolwiek go nadrobiła, dlatego też raczej nie dojdzie do mojego spotkania z tą książką. :) Ale - rzecz jasna - gratuluję patronatu. :)
    Pozdrawiam!
    BLUSZCZOWE RECENZJE

    OdpowiedzUsuń